Wychodząc z seansu „Transformers: Zemsta upadłych”, miałem wrażenie, że oto obejrzałem film całkowicie kuloodporny. Z jednej strony bez zastanowienia można by rozpocząć długą litanię szyderstw i krytycznych uwag, ale… po co? Cóż to da, że opowiem o szczątkowej fabule, braku dramaturgii, dłużyznach, niewyszukanym humorze, a nawet rozczarowujących (choć przecież z technicznego punktu widzenia pozornie bajecznych) scenach akcji? Czy odkryję Amerykę? Czy kogoś zaskoczę? Czy odwiodę od wycieczki do kina kogokolwiek, kto miał ją w planie? Skądże. Przecież i ja świetnie wiedziałem, co mnie czeka, a jednak nie odmówiłem sobie zakupu biletu. Dlatego też rezygnuję z klasycznej recenzji na rzecz niniejszego artykułu
Informacje o filmie: Transformers: Zemsta upadłych (2009)
- reżyseria: Michael Bay
- scenariusz: Ehren Kruger, Alex Kurtzman
- gatunek: Akcja, Sci-Fi
- produkcja: USA
- świat: Transformers
- premiera: 8 czerwca 2009 (Światowa) 24 czerwca 2009 (Polska premiera kinowa)
Recenzja Filmu: Transformers: Zemsta upadłych (2009)
Kilka miesięcy temu opisałem na łamach Ofilmie wielki hit dla młodych dziewcząt pod tytułem „Zmierzch”. Wówczas, pomimo krytycznej opinii, nie potrafiłem pastwić się nad tym filmem. Choć korciło, by okrzyknąć go „obiektywnie złym”, to jednak – jak pokazują nie tylko kasowe rezultaty, ale także do dziś niesłabnący entuzjazm wśród „swojej” publiczności – „Zmierzch”, za przeproszeniem uszu co bardziej wrażliwych czytelników, perfekcyjnie trafił w swój target. A skoro tak, to kim jestem, żeby odmawiać widzom przyjemności z seansu? Jeżeli ją znajdują, to czy film, nawet zły, można uznać za nieudany?
Tym razem jest podobnie. Kontynuacja cyklu o Transformerach to produkcja dla trzynastoletnich chłopców. W gruncie rzeczy nie warto z tego faktu szydzić. Robić kino dla dzieci to nie wstyd, a nie każdy podchodzi do zadania z ambicjami godnymi studia Pixar. Warto uzmysłowić sobie fakt, że pożywka, którą kilkanaście lat temu karmiłem się ja i zastępy podobnych mi młodzieńców – choć pod wieloma względami inna, bo zakorzeniona w odmiennych czasach – nie była ani trochę „lepsza”. Jeśli się nad tym zastanowić, pod względem prostoty fabularnej (by nie powiedzieć: prostactwa) „Zemsta upadłych” kopiuje schematy licznych, raczej bezmyślnych kreskówek dla chłopców. Są jacyś źli, są jacyś dobrzy, ci pierwsi chcą zdobyć coś, co da im władzę i niszczycielską moc, ci drudzy próbują temu zapobiec, są eksplozje, są żołnierze, czołgi, samoloty… Tak było dwadzieścia lat temu, dziesięć i tak jest dziś. Różnica polega na tym, że kiedy my byliśmy smarkaczami, efektowne brednie rysowali dla nas animatorzy, a my oglądaliśmy je na ekranach telewizorów. Filmy aktorskie, nawet te ze złymi robotami, były „dla dorosłych”. Dziś zaś dla uciechy młodocianej widowni (i nabicia kiesy) wykłada się dwieście milionów dolarów.
Dlatego też przypuszczam (jakkolwiek nie poświęciłem czasu na zbadanie sprawy w Internecie), że segment publiczności tuż przed mutacją jest „Zemstą upadłych” zachwycony. Czy Michaelowi Bayowi należy czynić z tego zarzut? Czy panowie Alex Kurtzman i Roberto Orci – którzy dopiero co błysnęli świeżym i zgrabnym „Star Trekiem” – powinni się wstydzić prostego i głupawego scenariusza, pełnego topornych żartów? Czy może raczej „tak właśnie miało być”? I czy można usprawiedliwić tym po prostu słaby film? Bądźmy szczerzy, „Transformers 2” to nie dzieło – to produkt. Porzućmy święte oburzenie, że przez takie podejście współczesne kino umiera. Co się stało, to się nie odstanie. A prostackie dowcipy oraz język, który zdaniem niektórych testuje pojemność ram amerykańskiej kategorii wiekowej PG-13? A kusząca Megan Fox? Po pierwsze dawno minęła era dziecięcej niewinności; dzisiejszemu „smarkaczowi” nie wystarczy symboliczna skórka od banana i kilka łagodnie szpanerskich odzywek. Po drugie… Cóż, podobnie jak wśród fanek „Zmierchu” trafiają się całkiem duże dziewczynki, tak „Transformers” podoba się także nieco starszym (a czasem wręcz dorosłym) widzom o mało wysublimowanych gustach. Im również należy pokazać coś, na co lubią patrzeć.
Powtórzmy: „Transformers: Zemsta upadłych” to zły, za długi, nieraz nudny film z nieangażującymi scenami akcji, które wywierają zaledwie letnie wrażenie. Wypełnia go „militarna pornografia” w postaci niedorzecznie wyeksponowanego sprzętu wojskowego wszelakiego rodzaju, który wszystkie roboty spycha na dalszy plan. Tym samym Michael Bay zdradza swe prawdziwe fascynacje, filmując manewry wojaków z taką miłością, że Transformery mogą się czuć niemalże zaniedbane. Jedynym prawdziwie jasnym punktem filmu jest John Turturro, który faktycznie potrafi rozśmieszyć. Część pierwsza budziła we mnie nieco nostalgii. Część druga przypomina natomiast, że na nic krytyka, jeśli to nie ja miałem się tu dobrze bawić. Wrodzony dystans nie pozwala mi potępić w czambuł twórcy za to, że schlebia niewyszukanym gustom. Wiele wskazuje na to, że wie, co robi.
Gdzie obejrzeć cały film: Transformers: Zemsta upadłych (2009)
Obecnie film: Transformers: Zemsta upadłych (2009)można obejrzeć za pośrednictwem platform VOD.